poniedziałek, 28 listopada 2011

It's Christmas soon

Dopiero przeżywaliśmy Thanksgiving, a już na ulicach można zobaczyć ustrojone świątecznie domy. Uwielbiam święta ale uważam, że to chyba jednak lekka przesada. Z drugiej strony miło się patrzy na oświetlone na kolorowo domy i ulice. Po tylu dniach wolnego trzeba znowu wrócić do pracy. Ciężko było wstać rano, oj ciężko. Tym bardziej, że do późna plotkowałyśmy razem z Ala, nie mogłyśmy spać. W środę jest Rockefeller Center Tree Lighting Ceremony i chciałabym pojechać ale niestety pracuję. Muszę zagadać hostkę, może przejmie moje obowiązki w środowy wieczór. Jak nie, wybiorę się w jakiś inny dzień zobaczyć choinkę, trudno. Tak to wyglądało rok temu.







You may say I'm a dreamer
But I'm not the only one
I hope someday you'll join us
And the world will be as one


piątek, 25 listopada 2011

Thanksgiving

Dużo słyszałam o tym dniu jeszcze przed przylotem do Stanów. Thanksgiving, czyli święto dziękczynienia obchodzone jest w ostatni czwartek listopada. Większość wówczas ma 4 dni wolne od pracy, szkoły są pozamykane, jest to czas na spędzenie go z rodziną i przyjaciółmi. Myślę, że każdy z nas widział w jakimś amerykańskim filmie jak ludzie tutaj obchodzą to święto, a na pewno już każdy wie, że na stole MUSI znaleźć się indyk. Oprócz tego doszło jeszcze kilka obowiązkowych potraw takich jak słodkie ziemniaki, które były moim faworytem, normalne tłuczone ziemniaki, kukurydza, sos żurawinowy, chleb z grzybami mocno przyprawiony i kilka innych pyszności ale najważniejsze chyba zaraz o indyku jest pumpkin pie, najczęściej serwowane z bitą śmietaną i lodami. Moja hostka jest mistrzem gotowania i pieczenia, wszystko było niesamowicie pyszne. Obiad zjedliśmy razem z jej rodziną i moją koleżanką, która zostaje u mnie na tydzień. Było naprawdę miło i przede wszystkim świątecznie. Gdy pomagałam hostce w przygotowaniach czułam świąteczną atmosferę. Dzisiaj tzw. Black Friday czyli zakupowe szaleństwo. Odbywa się zawsze po Thanksgiving i dla wielu ludzi to okazja kupienia czegoś po bardzo niskich cenach. Ale wiadomo, że im niższe ceny, tym więcej ludzi, a im więcej ludzi tym więcej zamieszania w sklepach. Ja raczej się nie wybieram na łowy. Ten weekend jest też najgorszym czasem na wyjazdy i ogólnie jazdę autem. Hostka mówiła mi, że trasę, którą zazwyczaj pokonuję w 20 minut w weekend może się to przedłużyć nawet do 3 godzin! Dużo ludzi wyjeżdża stąd korki na drogach, tłumy na lotniskach czy stacjach kolejowych. Wczoraj  byłam na Macy's Parade w NYC z tym, że nie widziałam całej. Musiałam lecieć na Penn Station odebrać koleżankę z wielkimi bagażami. Ledwo doszłyśmy do metra z tym wszystkim, musiałyśmy wyglądać komicznie. Kiedy w końcu znalazłyśmy się na Grand Central, takie tłumy jakie tam zobaczyłam nie widziałam nigdy. Żeby spojrzeć na tablicę odjazdów musiałam się pchać pomiędzy ludźmi, którzy stali w kilkunastometrowych kolejkach do kas biletowych. Przy automatach z biletami nie było lepiej. Ja w Stamford kupiłam już sobie round-trip ticket ale moja koleżanka nie miała. Stała w kolejce koło 40 min! Paranoja. Do jednego pociągu już nas nie wpuścili, bo za dużo pasażerów było, wleciałyśmy do następnego i całe szczęście znalazłyśmy jakieś 2 miejsca. Ściśnięte, zmęczona, obładowane bagażami dotarłyśmy w końcu do Stamford. Kilka zdjęć z parady.





















sobota, 19 listopada 2011

time's running out.

Nie mogę uwierzyć, że minął już trzeci miesiąc odkąd jestem w Stanach. Czas leci bardzo szybko, może nawet za szybko... Wczoraj była wielka premiera The Twilight Saga: Breaking Dawn part 1 i szczerze? Nic szczególnego. Ale może zacznę od początku. Wybrałam się wczoraj z koleżanką bardziej spontanicznie do kina, więc jak już przyjechałyśmy chciałyśmy zobaczyć Bellę i resztę Cullen'ów w najnowszej części Zmierzchu. Pomijając to, że kolejka była niesamowicie długa, ludzi czekających na wejście na górę do sal jeszcze więcej to okazało się, że bilety są wyprzedane na dwa następne seanse, więc musiałyśmy czekać na trzeci z rzędu. Poszłyśmy coś zjeść, spotkałyśmy znajomych, którzy też wybierali się do kina, z tym, że na inny film, więc jakoś te dwie godziny zleciały bardzo szybko. I wtedy się zaczęło.. wróciłyśmy do kina i zastałyśmy tam trzy razy dłuższą kolejkę oczekującą na wejście. Załamałyśmy się, bo było już po 9, a seans zaczynał się 9:15. Czekałyśmy tam dobre 15 min, kiedy przemiła dziewczyna stojąca za nami, widząc nasze bilety powiedziała, że ta kolejka czeka na inny film, a my możemy wejść bez kolejki, bo już jesteśmy spóźnione! Poleciałyśmy więc z Giną na sam przód kolejki. Oczywiście musiałam wyrzucić moją kawę, którą dopiero co kupiłam i inny napój, który kupiłam do obiadu. Nie rozumiem, ostatnio jak byłam w kinie miałam ze sobą kawę i jakoś nie było problemu.. Nigdy nie wiadomo co im strzeli do głowy. No więc poleciałyśmy na sale, wchodzimy i całe szczęście trwały jeszcze reklamy ale.. nie było miejsc wolnych! Były co prawda tylko dwa, jakby specjalnie dla nas ale na dwóch końcach sali. Postanowiłyśmy więc usiąść razem na podłodze na samym tyle, bo wszystko było stamtąd widać, ale niestety pracownik kina powiedział nam, że to nie przejdzie, więc tym samym ja zajęłam miejsce na samym tyle na potrójnych siedzeniach z.. dwoma kolesiami haha. Tak swoją drogą zastanawiam się co ich skłoniło to kupienia biletów na Twilight i przyjścia razem. Co najciekawsze, przez cały film komentowali wszystko, widać, że obeznani w temacie. Gina natomiast wylądowała gdzieś bliżej ekranu. Najlepsza była reakcja dziewczyn, które stanowiły 90% sali, gdy jako pierwszy na ekranie pojawił się Jacob, a raczej jego klata. Słychać było piski, gwizdy, wzdychanie. O dziwo nie było aż takiego poruszenia przy postaci Edwarda. Moje zdanie na temat filmu? Momentami śmieszny, momentami... nudny! Z racji tego, że byłam zmęczona po popołudniowym spędzeniu czasu z Katyą mogłabym zasnąć spokojnie przy niektórych partiach filmu. Nie było źle i nadal zamierzam zobaczyć Breaking Dawn part 2. Dzisiaj Ala, koleżanka z Polski zawita do sąsiedniego miasta, więc popołudnie spędzimy razem. Jutro wielka parada w Stamford, a ja raczej nie pójdę. Pracuję. Chciałabym zabrać Katyę ale ona raczej nie jest zainteresowana tym. Może się uda, mam nadzieję. A za tydzień Boston, MA!



 

 


środa, 16 listopada 2011

Times Square

Dzisiejszy post postanowiłam poświęcić części Nowego Jorku, która rzeczywiście nigdy nie śpi. Wiecznie przewijający się ludzie i wiecznie panująca jasność bijąca od miliona kolorowych telebimów. Tak proszę państwa, mowa tutaj o słynnym Times Square. Ulokowany na skrzyżowaniu Broadwayu i 7th Av ciągnie się od 42nd st do 47th st. Można by rzec, że jest to najbardziej charakterystyczne miejsce Nowego Jorku. Każdy turysta przybywający do NYC na pewno planuje je zwiedzić. Jak dla mnie na Times Square najbardziej charakterystycznymi miejscami są czerwone podświetlane schody, pod którymi najłatwiej się odnaleźć, gdy się z kimś umawiam właśnie na Times Square, ogromny McDonald's, wielki monitor nad Forever 21, na którym można się zobaczyć gdy stanie się w odpowiednim miejscu i poczuć chwilę sławy haha i oczywiście M&M's World.
Ponadto Times Square pojawia się w wielu filmach czy literaturze. Przykładem może być Vanila Sky z Tomem Cruisem, z tym, że wiecznie zatłoczone Times Square zostało zamknięte na 3 godziny podczas kręcenia tam scen.



trochę zdjęć:


 











poniedziałek, 14 listopada 2011

such a great weekend

I znowu zaczął się nowy tydzień i ta sama rutyna.. Weekend spędziłam wspaniale w towarzystwie Polaków. Nareszcie mogłam przez całe dwa dni pogadać w swoim języku, pośmiać się do łez i spotkać znajomych. Piątek wieczór spędziłyśmy z dziewczynami na Times Square, niedziela- całodzienne zwiedzanie Manhattanu. Większość miejsc już widziałam, m.in. w środę ale znajomi przyjechali z Waszyngtonu, więc chodziliśmy i zwiedzaliśmy prawie wszystko. Poza tym mogłabym patrzeć na Nowy Jork cały czas, nieważne czy już widziałam to miejsce czy nie, zawsze chętnie wracam. Zanim spotkałyśmy się z resztą ludzi odwiedziłyśmy lodowisko w Bryant Parku przy 5th Av. Miałyśmy to szczęście, że spotkałam tam Polaka, który okazał się na tyle sympatyczny, że nie dość, że wpuścił nas za darmo to jeszcze bez kolejki. Ponadto polecał się na przyszłość, więc może przy następnej wizycie w NYC odwiedzimy go ponownie. Sobotę za to spędziłyśmy w Stamford, bo Ala była u mnie od piątku do niedzieli. Ze względu na ładną pogodę, trochę chłodną ale za to słoneczną, sobotni dzień, prawie w całości spędziłyśmy na Cove Beach. 
Kojarzycie słynną, wielką choinkę z filmu "Kevin sam w Nowym Jorku" przy Rockeffeler Center? Wczoraj widzieliśmy jej budowę. Ogromne rusztowanie i jak na razie stoi tylko połowa drzewka. Nie mogę się doczekać zobaczyć ją na własne oczy, ubraną i z zapalonymi światełkami. 5th Av oprócz mieniących się luksusowych sklepów mieni się teraz także milionami świątecznych światełek. Nowy Jork staje się coraz bardziej świąteczny! W Stamford też już zaczęto pracę na świątecznym wystrojem na ulicach. W następnym tygodniu w dzień święta dziękczynienia ma odbyć się parada, na którą oczywiście się wybieram. Mam nadzieję, że pogoda dopisze, bo mam już serdecznie dosyć tego zimna. Kilka zdjęć z mojego aparatu, który niestety coraz bardziej szwankuje. Nadal czekam na zdjęcia od koleżanki.












środa, 9 listopada 2011

Fall in Central Park

A więc jak mówiłam tak zrobiłam. Wyruszyłam dzisiaj do Nowego Jorku pozwiedzać i porobić miliardy zdjęć. Spóźniłam się na pociąg, którym chciałam jechać gdyż miły i sympatyczny pan kierowca zapomniał o mnie w autobusie i zamiast pojechać na stację, wrócił do jakiejś zajezdni za zadupiu za przeproszeniem, bo kończył swoją zmianę. Całe szczęście okazał się bardzo w porządku i zaproponował, że mnie podwiezie. Śmiałam się, że z jednego autobusu wsiadamy w drugi, bo jego auto było naprawdę przeogromne.Tym sposobem w końcu dostałam się na stację, wsiadłam w pociąg i wysiadłam już w NYC. Pokręciłam się po Midtown, później ruszyłam w kierunku Central Parku gdzie spotkałam się z koleżanką. Posiedziałyśmy, wypiłyśmy kawę, zjadłyśmy lunch i trzeba było się rozstać, gdyż nie każdy ma takie szczęście jak ja czyli dzień wolny w środku tygodnia, więc musiała wracać do pracy. Dokończyłam swoją kawę i ruszyłam na zwiedzanie tzw. "Lungs of the city" czyli Central Parku. Pogoda była cudowna co tylko umilało mój pobyt. Pozbyłam się więc szybko płaszcza i z przewodnikiem w dłoni zaczęłam swój maraton. Jak zawsze pełno street perfomers dookoła ale najwięcej widowni dzisiaj zgromadzili chłopaki przy Bethesda Fountain, byli niesamowici. Wielu ludzi postanowiło umilić swój dzisiejszy dzień jazdą na łyżwach na Wollman Rink. Central Park mnie zachwycił, szczególnie dzisiaj. Przy takiej pogodzie mogłabym tam siedzieć cały dzień. Zahaczyłam również o Bryant Park, który już wygląda bardzo świątecznie. Na Brooklyn dzisiaj nie miałam ani siły ani czasu. Poza tym nie jest możliwe zobaczyć wszystko w jeden dzień. Jeszcze wiele przede mną.


Bryant Park







                          Empire State Building


                                                                 Friedsam Memorial Carousel














                                                                       Bethesda Fountain


Wollman Rink