wtorek, 6 grudnia 2011

No i pojechała. W sumie to miniony tydzień był chyba jak dotychczas tym najlepszym tygodniem. Było ciekawie i przede wszystkim śmiesznie. Dzisiaj Mikołajki ale tutaj tego nie obchodzą. Przynajmniej nie rodzina, u której mieszkam. Kiedy powiedziałam Katyi, że w Polsce ludzie dzisiaj obdarowują się prezentami wydawała się jakby chciała wykrzyczeć "czemu nie jesteśmy teraz w Polsce" haha. Jej wish list juz gotowa ale chyba będzie musiała nanieść kilka poprawek, bo z tego co wiem zmieniła zdanie o kilku wymarzonych rzeczach i nagle stają się one już zupełnie nie potrzebne. Tak, szybka zmiana zdania to to co robi najlepiej, trzeba jej to przyznać. 
Ostatnią niedzielę spędziłyśmy w NYC z zamiarem pospacerowania po Brooklynie, zobaczenia słynnego Brooklyn Flea Market i może kupienia czegoś, zrelaksowania się w Prospect Park, Williamsburg i Green Point. Jedyne co mogę odhaczyć to Prospect Park i to też nie do końca. Zmęczenie wzięło górę ale i tak było dobrze. Brooklyn wspaniały. Domy, sklepy, ulice, ludzie, atmosfera- wszystko! Aaah ile bym dała, żeby tam zamieszkać. No i poźniej powrót na Manhattan. Wiem, że okolice 5th Ave są zawsze zatłoczone ale to co się działo wtedy przechodzi ludzkie pojęcie. Wszędzie policja, która kierowała nie tylko ruchem pojazdów ale PRZEDE WSZYSTKIM ludzi, których było miliardy. Przechodząc przez ulice z nadzieją przejścia w mniej zatłoczone miejsce utknęłyśmy w 'korku' gdzie stałyśmy z dobre 15 minut. Ludzie krzyczeli, gwizdali, nikt nie wiedział o co chodzi. Na Grand Central dotarłyśmy po 2-óch godzinach katorgi i denerwowania się na ludzi. W tłumie dało się słyszeć Polaków i nasze słynne 'kurwa'. Cóż, witamy w Nowym Jorku przed świętami.






































 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz